A homepage subtitle here And an awesome description here!

niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział IX

Właśnie oficjalnie zaczęły się eliminacje. Gweong, czyli kapitan drużyny, krzyczała jakąś pozycję w Quidditchu, a wtedy wszystkie chętne na te właśnie stanowisko podchodziły do niej, i pokazywały co umieją. W końcu doszło do ścigających. Więc nie tracąc czasu, ruda podbiegła do kobiety.
               -Dziewczęta! Chcecie startować na pozycje ścigających, prawda? Oto nasze dotychczasowe ścigające: Victoria Treckey, Amelie Wernsup, i Alex Lightmoon.
Na to ostatnie imię Ginny aż przeszły dreszcze.
               -Każda z was będzie miała 10 prób wrzucenia kafla do obręczy, którą będę broniła ja. Uwierzcie mi dziewczyny, ale nie przechwalając się, jestem naprawdę dobra. Po was, nasz skład będzie próbował zrobić to samo. Policzymy wam ilość celnych strzałów, i zobaczymy, kto jest najlepszy. Jeżeli w 3 najlepszych będzie jakaś osoba z poza składu, ona wchodzi do drużyny, a jej poprzednik schodzi na rezerwę. Lub wedle życzenia, jak się już kiedyś zdarzyło - odchodzi.
Ginny miała ogromną nadzieję, że uda jej się być w pierwszej trójce. Właśnie nadeszła jej kolej, więc wsiadła na swoją błyskawicę, i poszybowała w górę. Dziewczyna, która była przed nią podleciała do niej, i rzuciła kafla rudowłosej. Ta z kolei go zwinnie złapała, i ruszyła do boju. Starała się nie przejmować ilością trafionych, gdyż niejednego to już zgubiło. Kiedy piłka po raz ostatni została przez nią rzucona, nachyliła trzonek miotły w dół, i dosłownie sekundę później lądowała. Przed chwilą, ostatnia kandydatka dotknęła stopami ziemi. Poszłyśmy z Victorią i Amelie (No i jeszcze Alex) na ławkę, która została specjalnie przygotowana. Po dłuższej chwili rozmowy, okazało się, że Gweong ma już wyniki.
                 -Uwaga, mam wyniki! na stanowisku obrońcy chciały być.....
I Ginerva ponownie w ogóle nie słuchała. Znowu pogrążyła się w swoich marzeniach.
                 -Na pozycję ścigających zgłosiło się najwięcej osób, bo ponad 20. W najlepszej trójce znajdują się: Amelie Wernsup.
Amelie była naprawdę szczęśliwa.

środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział VI

Zapraszam
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudził się z strasznym bólem głowy. Kac, kac, kac. Ślizgoni są sprytni nieprawdaż? Na szafce nocnej znajdowało się beżowe pudełko. Otworzył je i jednym haustem wypił granatową zawartość jednej fiolki. Od razu lepiej. Rudej też by się przydał. Wyjął inną fiolkę, z tym samym płynem, i poszedł do pokoju w którym obecnie spał jego anioł. Zapukał delikatnie, i nie słysząc odpowiedzi wszedł. Jej puszyste rude włosy wiły się jak węże po białej poduszce, wyglądała uroczo. Położył delikatnie eliksir na stoliku i wyszedł. Kiedy dotarł do kuchni, podparł się ciężko o blat. Jego rozmyślanie przerwał dźwięk dzwonka. Wyjrzał przez okno i zobaczył Astorię i jej Mamę.
Świetnie, jeszcze tego brakowało! Postanowił udawać, że go nie ma - Może i tchórzliwie, ale cóż. W miłości jak i na wojnie - wszystko wolno.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ginny obudziła się z niemałymi zawrotami głowy. Na stoliku nieopodal łóżka na którym spała, leżała fiolka. Dobrze wiedziała co to jest. O tym nie mówił na lekcjach Snape, czy Prof. Slughorn. Eliksir na kaca. Swoją drogą nieźle wczoraj się bawiła. Kiedy wstała z łóżka, usłyszała, że ktoś gwałtownie otwiera drzwi:
                        -Dracusiu, gdzie jesteś? Nie schowasz się!
O Merlinie! Ona zaraz tu przyjdzie - Draco opowiadał Ginny sporo o niej, podobno nieźle się go uczepiła. Jej pierwsza myśl to było schować się pod łóżko, jak pomyślała tak też zrobiła. W ostatniej chwili schowała lewą nogę pod łóżko. Usłyszała tupot szpilek, a ich właścicielka właśnie przekroczyła próg pokoju zajmowanego przez Gin.
                         -Dracuusiu! Znajdę Cię!
Uff... Wyszła. Ginerva wyszła z pod łóżka, na wszelki wypadek rozglądając się. Postanowiła się już ubrać, z uwagi tego, że była teraz w piżamie. Po zrobieniu makijażu, wyszła z pokoju, zabierając swoje rzeczy. Zeszła na dół aby pożegnać się ze Smokiem.

Rozdział V

Naastepny rozdział, ole
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział V
DRACO POV
Nastąpi zmiana prognozy pogody, do domu nie pójdzie sam. Wyręczył rudowłosą i przechwycił od niej torbę z alkoholem, po czym powiedział:
                         -Pomogę Ci.
Ginny była zarówno zszokowana i miło zaskoczona tymi słowami. Wyszli razem ze sklepu, rozmawiając, choćby o tym, dlaczego jest menadżerem damskiej drużyny Quidittcha. Całkowicie zapomnieli o czasie, kiedy mijali jego dom. Dracon zaproponował, aby się do niego udali. Otworzył przed nią metalową furtkę, za którą biegła ścieżka prowadząca to marmurowej willi, otoczonej błoniami. Przez minimum 5 godzin rozmawiali jak starzy, dobrzy przyjaciele, co jakiś czas popijając Whisky, zakupioną przez rudą w sklepie. Dla nich czas się nie liczył.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nawet nie zauważyli upływu czasu, już było po 20. 
                       -Na Merlina! Muszę wracać do domu.
                       -Nie musisz.
                       -A co z Harry'm!
                       -Możesz wysłać sowę, że nocujesz u Granger, albo jakiejś swojej innej koleżanki.
                       -Wykończysz mnie Malfoy, wykończysz.
Nabazgrała liścik, i szybko wysłała go do Doliny Godryka. Po upływie 20 minut, sowa wróciła z odpowiedzią. Na szczęście - Harry się chyba na to nabrał. Oby nie kontaktował się z Hermioną. Oby.
Kiedy było już dobrze po drugiej w nocy, zaprowadził ją do pokoju gościnnego i wyszedł. Sam skierował się do swojej sypialni, i tuż po położeniu się na łóżko, zasnął. Przez całą noc spał jak zabity, śniąc o rudowłosej.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział VIII

Zapraszam joł, dedykacja dla ziomków ^^ (btw, z konfy)

To już dzisiaj Radował się jej umysł. Dzisiaj eliminacje. Wstała z łóżka, po chwili się dopiero dziwiąc dlaczego jego druga połowa już wystygła. No tak...  On jak zwykle w pracy. Zdążyła już do tego trochę przywyknąć. Harry był w pracy od rana, do wieczora. Pierwsze co zrobiła, to założyła na siebie wygodny, dresowy komplet, i zeszła na dół. Zrobiła naleśniki, które szybko potem zjadła. To już?! Za 5 minut wybije godzina jedenasta. Zabrała miotłę, a różdżkę zmniejszyła, i włożyła do kieszeni bluzy. Pstryk, i już jej nie było. Stadion Harpii, był bardzo okazały. Kiedy do niego weszła, zauważyła, że jest utrzymany w barwach bieli i zieleni. Czuła się, kompletnie jak w barwach Slytherinu. Miała cichą nadzieję, że nie będzie dużo osób na stanowiska ścigających. Co prawda, drużyna miała już reprezentacje, ale co jakiś czas przeprowadzano nabory, bo mieli być tam sami najlepsi. Aż podskoczyła, kiedy ktoś ją zaczepił. Była to niewiele od niej wyższa blondynka, o zielonych oczach. Miała smukłą twarz, przyozdobioną prawie niewidocznymi piegami na nosie.
                -Hej, ty też próbujesz? Tak w ogóle jestem Alex. Alex Lightmoon. Dla przyjaciół Ally.
                -Tak. Nazywam się Ginerva Weasley. Dla przyjaciół Ginny. Na jaką pozycję startujesz?
                -Sorry, ja już jestem w drużynie. A ty na jaką?
                -Ścigająca.
                -Daleko nie zajdziesz, ja jestem ścigającą, a wszystkie inne ścigające są naprawdę rewelacyjnie. Nie tak jak ty.
I 'Ally' pusząc się odeszła. A myślałam, że może się zaprzyjaźnimy. Kiedy weszłam na boisko, rzeczywiście było one ogromne, a krótko przystrzyżona trawa, dodawała temu miejscu czegoś, takiego czegoś, że oczy chciały wręcz wyskoczyć, a samemu krzyczeć ,,Wooow!". Trzy pętle po każdej stronie boiska, wykonane z srebrnego metalu. Nie tak jak w norze, zrobione przez Freda i Georga słupy, z doczepionymi koszykami na jabłka. Na same wspomnienie Freda, z oka poleciała jej łza. To nie czas się rozklejać. Szybko podbiegła do reszty dziewcząt, które najpewniej również startowały do drużyny. Kiedy ustała obok nich, 2 z nich odwróciły się, a za nimi w ślad reszta.
                -Ty jesteś ....
                -Ginny.
                -Też próbujesz swoich sił, dostać się do drużyny?
                -Tak. 1 etap przeszłam, bo chyba bym tu niestała, gdybym nie przeszła. Czyli, wy też?
                -No, ja chcę być obrońcą. I one dwie też.

Rozdział VII

Miłego czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kiedy zeszła na dół zauważyła, że nikogo nie ma. Trudno - postanowiła, że wyjdzie teraz. Ginny miała głęboką nadzieję, że Harry się niczego nie domyślił. Wyszła przed dom, i tuż po wyjściu za furtkę deportowała się do Doliny Godryka. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy z niego wychodziła. Na szczęście, przypomniało jej się, że Harry miał nocną zmianę. Wróci dopiero za 1,5 godziny. Szybko posprzątała, lecz nie było dużo bałaganu, bo dopiero wprowadzili się do domu. Przygotowała sałatkę i zagotowała wodę na herbatę. Zanim się obejrzała, zostało 15 minut do końca pracy jej męża. Wszystko rozłożyła na stole, i usiadła, cierpliwie czekając. Niedługo potem, usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Tak, to Harry. Przywitała się z nim, po czym poszli razem do kuchni zjeść. Harry opowiadał jej podczas posiłku, o kolejnych niewyjaśnionych napadach na mugolskie wioski. Aurorzy, łącznie z nim podejrzewają, że to niedobitki śmierciożerców znów chcą siać chaos wśród ludzi mugolskiego pochodzenia. Wypili herbatę, w dalszym ciągu gawędząc. Kiedy wstała, i już chciała posprzątać, Harry złapał ją w talii i przyciągnął do siebie. Co się dalej działo nie trzeba opisywać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
DRACO POV
Weasley już poszła. Niestety. Swoją drogą, już jutro są eliminacje. Znów ją zobaczy. Traktuje ją jak powietrze, nie może bez niej żyć. Ryzyk-fizyk. Musi jej powiedzieć co do niej czuje. Jeżeli tego nie powie, będzie miał grzech na sumieniu do końca życia. Niektórzy się teraz zapytają ,,Ale czy Draco Malfoy ma sumienie?!" Może się nie wydaję, ale Draco bardzo się zmienił przez wojnę. Porzucił bycie śmierciożercą, dołączając do zakonu feniksa. Skończył z Voldemortem, raz na zawsze. Wizengamont oczyścił go z zarzutów.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Trucizna (HG)

Joł, ziomki z konfy wpadły na pomysł xd

Ron nas zostawił. Mam wrażenie, że jest zazdrosny właśnie o mnie. Niektórzy powiedzą, że  myślę tylko o sobie, oraz, że Ronald mógł odejść z każdego innego powodu. W głębi duszy, miała nadzieję, że wkrótce wróci. Po wstaniu, jak codziennie rano, wzmacniałam zaklęcie ochronne dookoła naszego namiotu. Może to i żmudna praca, ale warto. Wchodziłam już do namiotu, gdy przez przypadek zobaczyłam Harry'ego który się przebiera. O Merlinie! Nie dziwię się, że dziewczyny za nim szaleją. Jest tak umięśniony... I moje rozmyślania przerwał jego wzrok. Zauważył, że na niego patrzę. Odwróciłam się szybko, i poszłam do naszego prowizorycznego 'salonu' rumieniąc się. Hermiona Harry kocha Ginny, Harry kocha Ginny. Cicho serce!

*po wojnie*
Dalej skrycie kocham się w Harry'm. Boję się mu tego wyznać, bo wiem - on szaleje za Ginny. Gdyby nie ta mała ruda suka... Czy ja właśnie nazwałam swoją przyjaciółkę suką? Ze mną chyba naprawdę jest już bardzo źle. Hermiona nie kochała już się w Harry'm. Ona miała na jego punkcie obsesję. Kiedyś normalna nastolatka - teraz psychofanka jej kiedyś najlepszego przyjaciela. W jej myślach był już plan, dzięki któremu raz na zawsze pozbędzie się rywalki. Parę tygodni potem wybrała się w czarnej szacie z maską, na ulicę śmiertelnego Nokturnu. Odwiedziła sklep z czarno-magicznymi składnikami do eliksirów, a w drodze na Pokątną, zdjęła kostium i udała się do sklepu zielarskiego, aby dokupić jeszcze parę legalnych składników do trucizny. Po wyprawie, postanowiła się wybrać na piwo kremowe do dziurawego kotła. Wręcz w niej wrzało, kiedy spotkała przyszłą Panią Potter, która zawzięcie coś notowała, co chwilę skreślając, na pergaminie popijając piwo kremowe. Szybko zrezygnowała z zamówienia, i nawet się nie witając teleportowała się do swojego domu. Jak każda szanująca się czarownica, posiadała pracownię alchemiczną. Im szybciej, tym lepiej dokładnie zrobiła eliksir, i wlewając go do fiolki śmiała się szyderczo. Usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Pośpiesznie włożyła fiolkę do kieszeni szaty, i wyszła z piwnicy swojego lokum, gdzie znajdował się cały kociołek trucizny. Kiedy ujrzała kto puka, była wręcz w diabelskiej rozkoszy. Danej szansy się nie marnuje
             -Oo.. Cześć Ginny. Wejdziesz?
             -Mam do ciebie sprawę, która wymaga dłuższej dyskusji.
Kiedy robiłam nam herbatę, dyskretnie dolałam wywaru żywej śmierci do jej kubka.
Wypiła łyk i odłożyła herbatę na stół. Dziwiła się czemu jeszcze dobrze się trzyma. Aa... No tak, rozcieńczony wolniej działa. Jednak po paru minutach Ginny, zaczynała być już cieniem siebie, i traciła siłę. W pewnym momencie w połowie zdania, po prostu opadła na fotel. Teraz pozbyć się tylko zwłok Na twarz Hermiony wpełzł diabelski uśmiech. Zdecydowała się na klasyczny zwrot. Kiedy Harry się dowie o śmierci jego narzeczonej załamie się - ona wtedy będzie go pocieszać. Ciało zostanie podrzucone niedaleko domu Pottera. Równo 10 godzin po północy, kiedy Harry wyszedł deportować się do pracy zamarł. Ktoś leży w lesie sąsiadującym z jego domem. Natychmiast tam pobiegł. To co tam zastał, sprawiło, że dostał zawału. Gdyby nie Pani Weasley która postanowiła odwiedzić  Harry'ego, on również by tam zmarł.

Od razu wezwała aurorów. Minęło mniej niż minuta, a byli już na miejscu.

Blinny (zamówienie #2)

Blinny dla Nacii :*

Siedział obok jej grobu. To był jego codzienny rytuał. Codziennie przynosił tam bukiet białych róż. Takie podarował jej w przedostatni dzień jej życia - Urodziny. Gdyby tamtego dnia postąpił inaczej, miał by teraz żonę i synka. Miałby. Czasu nie można cofnąć.


 Pewnego sierpniowego poranka
Wczoraj były jej urodziny. Ginerva Zabini, kiedyś Weasley, była w ciąży, tak dokładnie w siódmym miesiącu. Mieli, właśnie mieli mieć synka. Za parę dni wyjeżdżali na wakacje, do Dominikany wygrzewać się na plaży, i kąpać w krystalicznie czystej wodzie o niebieskiej barwie. Należało dokupić jeszcze tylko parę rzeczy, i na wyjazd byli by już gotowi. Ginny ustała w drzwiach, do gabinetu Zabiniego.
              -Podwieziesz mnie do sklepu? - zapytała.
              -Nie mogę teraz skarbie. - mruknął, nawet nie wyciągając nosa z nad sterty dokumentów.
              - Proszę.. - powiedziała.
              -Nie mogę teraz złotko. - odpowiedział, odmawiając powtórnie.
              -Tylko praca, praca i praca. Kiedy ty nareszcie znajdziesz dla nas czas! - krzyknęła wychodząc, i trzaskając drzwiami. Kobiety.
Ginny zgarnęła tylko torebkę, w której miała sakiewkę pełną galeonów i wyszła. Cały czas myślała o dawnym Blaisie. O tym zabawnym, i czarującym ślizgonie. Teraz dużo bardziej spoważniał. Prawie w ogóle nie poświęcał czasu jej i ich dziecku. Działał jak maszyna - Jadł, pracował, spał. Jadł, pracował, spał. To była jego rutyna. Często Kiedy nawet się go czegoś pytała, tylko pomrukiwał ,,Tak, tak" wiedziała, że jej nigdy nie słuchał. Jakiś czas od ich ślubu, przestał pokazywać wszelkie uczucia. Czuła się bardo samotnie. Zerwała kontakt z rodziną, niby oni wypisywali do niej i tak dalej, ale nigdy im nie odpisywała. Była zbyt zamyślona, kiedy przechodząc przez przejście dla pieszych, ostatnim co widziała w jej życiu, okazały się światła samochodu, który parę sekund później potrącił ją śmiertelnie.



Sad end na zamówienie :(

Jily (Dedykacja #1)

Jily dla PIKACHU joł xd

Czułam się okropnie. Mdłości, mdłości i jeszcze raz MDŁOŚCI. Taki urok ciąży. W pokoju panował półmrok. Z każdym jej ruchem ciało bolało ją co raz to bardziej, lecz trzeba wstać. To już 8 miesiąc - niedługo nadejdzie czas rozwiązania. Takie uczucie towarzyszyło jej szczególnie po odpoczynku. Głowa bolała ją niemiłosiernie, pomyślała, że pójdzie na dół wziąć jakieś leki czy coś. Powoli się podniosła i małymi krokami zmierzała w stronę drzwi. Kiedy schodziła po kręconych schodach, usłyszała, że nie tylko ona jest na dole. Zeszła, aby zobaczyć Jamesa i Syriusza, rozmawiających w salonie. Postanowiła do nich dołączyć. Kiedy weszła do pokoju, i James zobaczył jaka jest blada, natychmiast do niej podbiegł.
                 -Wszystko w porządku Lils? Nie wyglądasz najlepiej.
Nagle przed oczami Lily zapanowała ciemność. Jamie z refleksem złapał ją, i ułożył na kanapie.

                 -Lily, słyszysz mnie? - zapytał  Syriusz.
                 - Yy.. Tak. Dlaczego pytasz?
                 - Zemdlałaś - Rogaś chciał już wysyłać sowę do Munga, żeby cię zabrali.
Lily na te słowa się tylko na chwilę zarumieniła. James pomógł jej podnieść, i sam obok niej usiadł. Widząc to, Syriusz wyszedł mamrocząc jakieś tam pożegnanie.
                 -Kocham Cię, nie chcę aby coś Ci się stało. - Powiedział.
                 -Ja ciebie też.
Niecały miesiąc później mówili tak do swojego syna - Harry'ego Jamesa Pottera.

Drinny

Po tym, kiedy zerwałam z Harry'm, wyprowadziłam się od rodziców, do Londynu. Tam znalazłam pracę jako uzdrowiciel, w Mungu. Miałam dużą wypłatę, więc spokojnie starczyło na kupno dużego mieszkania w samym centrum miasta. Z mojej wypłaty, starczyło by na utrzymanie 7-osobowej rodziny, a mieszkałam sama. Pewnego dnia, kiedy jak zwykle miałam przyjmować pacjentów, zjawił się niecodzienny gość. Draco Malfoy. 
-Weasley? - zapytał ze zdziwieniem. Dopiero wtedy, podniosłam głowę z nad dokumentacji. Zaleciłam usiąść, i opowiedzieć o swoim problemie zdrowotnym. Z kilku minutowej rozmowy, dowiedziałam się, że ma mocne bóle sercowe. Pytałam o dużo rzeczy, musiałam jakoś ustalić diagnozę. Nie wiedziałam już o co mam pytać, więc zadałam ostatnie pytanie. One okazało się kluczem do sukcesu.
-Brał pan jakiekolwiek leki na serce, bądź przeciwbólowe?
-Tak - po czym podał nazwę specyfiku.
-O Merlinie! Został tylko oddział urazów wewnętrznych! - krzyknęłam.

Dracona przeniesiono na wcześniej wspomniany odział. Los chciał, aby to akurat mnie przydzielono, jako medyka. Codziennie go badałam, sprawdzając stan poprawy. Jego stan zdrowia za nic chciał się poprawić, a dodatkowo się nawet czasami pogarszał. Robiłam tak przez najbliższe 2 miesiące, bardzo się z nim związałam. Jeszcze w czasach szkolnych podkochiwałam się w nim, bez jego wiedzy. Miałam wrażenie, że moje dawne uczucie odżyło. Pewnego ranka, kiedy jak codziennie robiłam badania, podawałam kroplówkę itp. akcja serca ustała. Wszyscy uzdrowiciele, starali się jak tylko mogli. Niestety - Draco zmarł parę minut później. Zostawił tylko jeden mały liścik. Zaadresowany był do mnie.
Droga Ginny!Kiedyś nazwał bym cię, tylko zdrajczynią krwi. Ale nie teraz. Bardzo mi na tobie zależało, nawet w szkole,lecz starałem się tego nie ukazywać.Jeszcze bardziej się do ciebie przywiązałem, w szpitalu.
Codziennie do mnie przychodziłaś, i dotrzymywałaś mi towarzystwa.Wiem, że niedługo umrę, dlatego zostawiam Ci ten list.
                                     Twój na zawsze - Draco
Byłam na jego pogrzebie, stałam z tyłu, aby być niezauważona przez jego rodziców i bliskich. Płakałam. Nie, ja nie płakałam. Ja gorzko ryczałam. Kiedy marmurowa płyta zakryła grób, uciekłam z cmentarzu. Od razu po tym, kiedy dotarłam do domu, z szafki kuchennej wyjęłam mocne tabletki nasenne. Zaś z barku Ognistą Whisky. Zostawiłam tylko liścik Hermionie, która codziennie do mnie przychodziła, że teraz mieszkanie i moja skrytka należą do niej. Nasypałam sobie na rękę garść tabletek i popiłam ognistą. Po mniej niż minucie, miałam już prawie całkowicie ciemno przed oczami i czułam, że to koniec. Wszystko, co usłyszałam przed śmiercią to krzyk Hermiony.
-Ginny! Nie!
Kiedy Hermiona podbiegła do jej ciała, ona stała już na łące pokrytej kwiatami razem z Draco.

Czcionka skopiowana z mojej książki zawierającej miniaturki na wattpadzie.


sobota, 30 lipca 2016

Rozdział IV

Mam jeszcze trochę rozdziałów na zapas, w razie czego ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział IV
Do okna zapukała sowa. Ginny otworzyła je i dała jej smakołyk. Wzięła z jej dziobu list, i zaczęła czytać. Oczy wyskoczyły jej z orbit, kiedy zobaczyła od kogo jest list. Od niego. Jego platynowe włosy, błyszczące w blasku słońca, jego para stalowych oczu wpatrujących się w nią podczas każdej wspólnej lekcji. To jej ideał......  Nagle przestała bujać w obłokach, i zorientowała się, że dostała się do reprezentacji. Zaczęła skakać z radości - było co świętować. Na karteczce nabazgrała, że idzie do Hermiony i, że Harry ma na nią nie czekać. Ubrała się i wyszła, a tak właściwie wybiegła z domu, uprzednio zamykając drzwi. Pierwszy punkt podróży to był sklep z alkoholem - świętować trzeba z gustem.

DRACO POV
Smok nareszcie mógł opuścić swoje biuro, które znajdowało się niedaleko stadionu Harpii. Wciąż myślał o swojej rudowłosej anielicy. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że przechodząc przez ulice prawie wpadł pod samochód. Po ciężkim dniu, postanowił wybrać się do sklepu po Ognistą Whisky, aby się odstresować. Kiedy już dotarł na miejsce, zamarł. Przy kasie stała Ona. Tak Ona. Jej rude włosy wyróżniały ją na kilometr. Zauważył, jej czekoladowe oczy, które się w niego wpatrywały ze zdziwieniem. Jego plany się zmieniły - darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tym razem trochę krócej ):

piątek, 29 lipca 2016

Rozdział III

Zapraszam do czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział III
Tej nocy Ginny nie mogła zasnąć, podczas gdy Harry na drugim końcu łóżka spokojnie spał.
Co ja robię ze swoim życiem, co ja robię ze swoim życiem. - pomyślała.
Do końca nocy zmrużyła nawet oka. W nagrodę za nieprzespaną noc, rano miała worki pod oczami.
Harry'ego nie było już w sypialni. Wstała z łóżka, zakładając kapcie, po czym zeszła na dół. W kuchni czekała na nią jajecznica, oraz dwa kubki z parującą kawą.
                           -Cześć Kochanie.
                           -Cześć - mruknęła.
Usiadła przy stole i zaczęła grzebać widelcem w jajecznicy. 
                           -Coś nie jesteś dzisiaj w sosie. - powiedział.
                           -Może.
Wypiła herbatę i pocałowała w policzek swojego męża na pożegnanie.
                           -To ja już lecę, Pa.

DRACO POV

Siedział przy biurku, które całe było zawalone papierami. Na szczęście większość z nich już podpisał, przejrzał, i odpisał. Jego sowa miała dziś pełne szpony pracy. Kiedy już miał przeczytać następne podanie o przyjęcie do Harpii (Był ich Menadżerem)  ujrzał zdjęcie obiektu jego westchnień. Wszyscy na siłę chcieli, aby ożenił się z Astorią. Niby byli razem ale nic do niej nie czuł.
Jej rude włosy okalały jej smukłą twarz, ozdobioną w parę dużych czekoladowych oczu. Tak, to Ginny Weasley, znaczy Potter. Teraz Potter. Ale do rzeczy, musi to przeczytać, i odpowiedzieć jej czy zgłoszenie jest przyjęte. Przeczytał pergamin, który był cały zapisana smukłym pismem. Po wykonaniu wcześniejszej czynności, z biurka wyjął przypadkowy wolny pergamin i naskrobał:
         
              
Szanowna Pani Potter
Ogłaszam, że pani zgłoszenie na pozycję ścigającej, zostało przyjęte.
 Proszę się stawić 10 sierpnia, o godzinie 11:40,
 na stadionie Harpii, na którym to właśnie odbędą się eliminację do reprezentacji.

                                        Z poważaniem, D. Malfoy
                                                  Menadżer Harpii Z Hollyhead

Po czym włożył list do koperty zaadresowanej ,, Ginerva Potter". Dał list sowie, i wypuścił ją przez okno.




Rozdział II

Kochani, naprawdę się nie spodziewałam, że aktywność tak skoczy. Dziękuję <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział 2

To już dzisiaj. Dzisiaj zostanę Panią Potter. W śnieżnobiałej sukni, szłam do ołtarza przyozdobionego czerwonymi różami, które wiły się przez całą jego długość. Kiedy do niego dotarłam, ustałam koło wysokiego mężczyzny o kruczoczarnych włosach. Urzędnik z ministerstwa zaczął uroczystość, lecz ja w ogóle się nie skupiałam nad słowami przemowy. Cały czas, nieustannie, myślałam o szarookim blondynie. Jak by to wyglądało, gdyby zamiast wybrańca, to on stał tu ze mną, teraz. Ocknęłam się wtedy gdy Harry powiedział ,,Tak".
                      -Ginervo Molly Weasley, czy ślubujesz wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścisz Harry'ego aż do śmierci?
                      -Tak - powiedziałam, czując narastającą gulę w gardle.
                      - Jesteście od teraz mężem i żoną - możecie się pocałować.
Osoby zebrane w kościele zaczęły klaskać, w tym Molly, jej rodzicielka, która płakała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

                      Ginny wkładała właśnie do kufra, ostatnią bluzkę z swojej szafy. Dzisiaj miała przeprowadzić się do domu Wybrańca, Jak przystało po zawarciu związku małżeńskiego. W pewnym momencie ktoś zasłonił jej oczy.
                        -Harry? - spytała.
                        -Zgadłaś, lisico. Gotowa? - powiedział.
                        -Yyy..... Tak.
Harry wziął jej kufer i zniósł go na parter jej domu - kiedyś domu. Wyszli z budynku, i łapiąc się za ręce deportowali się. Nagle wszystko zaczęło wirować, sprawiając Ginervie mdłości. Po chwili stali już w Dolinie Godryka, przed dużym domem, który z trzech stron był otoczony lasem. Szli chodnikiem, który był wyłożony szarymi kostkami. Ginny pchnęła drzwi, a jej oczom ukazało się przytulne wnętrze jej przyszłego domu. Z przedpokoju było widać trzy pary drzwi. Pierwsze jak oznajmił jej mąż, prowadziły do salonu, drugie do łazienki, a trzecie do kuchni, w której znajdowały się schody na górę. Kiedy szli drewnianymi schodami, które w ogóle nie skrzypiały, przypomniała jej się nora. Ta nora przed wojną, kiedy jej tata jeszcze żył. Doszła na górę rozglądając się dookoła.
                        -Na lewo jest nasza sypialnia, a reszta drzwi prowadzą do pokojów, które w przyszłości się zapełnią. - powiedział jednym tchem.
Domyślała się o co chodzi. Zapełnią się przez dzieci, przez ich dzieci. O ile będą je mieli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Przeczytałeś/aś? Daj znać w komentarzu!

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 1

Serdecznie zapraszam na 1 rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział I

Nareszcie koniec. Koniec chowania się na drugim końcu świata. Koniec panowania mroku.Rudowłosa szesnastolatka nareszcie odczuwała nieubłaganą ulgę związaną z końcem wojny.
Szła z tą myślą korytarzem niegdyś prowadzącym do Wielkiej Sali.W połowie drogi do celu ujrzała zielonookiego mężczyzne o kruczoczarnych włosach.Najwidocznej on też ją zauważył.Choć chciała ominąć spotkanie zbliżał się do niej nienaturalnie szybko. Świat zdecydowanie chciał jej zrobić na złość. - Pomyślała opuszczając głowę w której aż się roiło od najróżniejszych myśli.
Ktoś jej "brutalnie" przerwał rozmyślanie łapiąc ją za podbródek i patrząc prosto w oczy.To był ten sam osobnik rasy ludzkiej którego widziała na korytarzu z daleka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od tego wydarzenia minęły trzy lata. Przez całe trzy lata nie czuła już tego co kiedyś.Nie czuła już jak to mówią ci głupi mugole ,,Tej mięty" do Harry'ego. Jej rodzina zmieniła się diametralnie przez te "tylko" trzy lata.Ci "kochający" bracia stali się egoistami w skali 10/10 , tata zmarł, a mama po jego śmierci spełnia wszystkie zachcianki mojego starszego rodzeństwa tłumacząc ,że jej ukochani synowie czują się strasznie po stracie Ojca. Jedynie mnie tak nie traktowała. Mówiła:
-Musisz sobie znaleźć porządnego męża.- powtarzała.
Zostałam zmuszona do małżeństwa z "bardzo porządnym" Harrym.Moja 'rodzina' nie przyjmowała tego ,że nie chcę z nim być.Nie docierało do nich ,że to nie ten jedyny.